O ironio! Zapomniałam jak to jest spać.
A przecież to taka prosta rzecz!
Kładziesz się, zamykasz oczy, głęboko oddychasz i już…
odlatujesz do sennej Nibylandii.
Ale nie tym razem.
Zaczęło się przed wyjazdem do Niemiec.
Za dużo myślałam.
Czy wszystko kupiłam?
Czy spakowałam co trzeba?
Czy opłaciłam rachunki?
Jak będzie na miejscu?
Czy mój angielski wystarczy?
Czy ludzie mnie polubią?
Najprostsza droga do choroby, to mieć za dużo pytań i analizować zbyt wiele.
Mimochodem więc w gąszczu pytań bez odpowiedzi zaprosiłam do domu bezsenność.
Królową wyczerpania i braku sił witalnych.
Myślałam, że wyzdrowieję, gdy wrócę do Polski.
Mam tu ukochane łóżko, grubą pościel w niebieskie koła,
a znajomy ptak za oknem codziennie o 5.45 nawołuje do przebudzenia.
Idealne warunki by odpłynąć w objęcia Morfeusza.
Ale nic z tego.
Bezsenność utrwaliła się we mnie jak fotografia na karcie pamięci.
A niby wszystko robię tak jak powinnam.
Męczę się w ciągu dnia, oddycham świeżym powietrzem, nie objadam się na noc, piję melisę, a potem przykładam ciężką głowę do miękkiej poduszki i odliczam oddechy.
Jeden spokojny oddech,
drugi głęboki oddech,
trzeci, czegoś się boję,
czwarty, czuję niepokój
piąty, stoję na kruchym lodzie,
szósty, żyję w krainie niepewności.
Noc jest długa, nieprzyjemnie lekka, jak mój zbyt lekki sen.
Pamiętam każdy obraz wyświetlony przez senny mózg.
Byłam nad morzem i szłam wzdłuż długiego klifu.
Potem z okna wyskoczył kot a pies sąsiadów zaczął ujadać.
Pobudka 6.30. Spałam czy tylko myślę, że spałam?
Kiedyś pewna nauczycielka norweskiego opowiadała mi jak strasznie cierpi.
Chorowała na bezsenność i powoli traciła kontakt z rzeczywistością.
I myślałam sobie wtedy. Spać? Jakie to proste, jakie oczywiste!
Wystarczy ledwie przyłożyć skroń do poduszki i oddychać głęboko.
A tymczasem, mimo mimo prób i starań, sen choć naiwnie prosty, nie nadchodzi.
Można tak przeżyć jedną noc, drugą, może nawet i trzecią ale nie więcej.
Nie pomaga kawa, wszystko mnie boli, nie kojarzę faktów, nie mam refleksu.
Gdy słyszę zdanie nadrzędnie złożone, najpierw w głowie siekam je na kawałki.
Pojedyncze słowa, z których wylewają się szczątki logicznego sensu.
Potem układam je jak puzzle i po minucie odkrywam całość.
Ktoś zadał pytanie na które i tak nie znam odpowiedzi.
Jakże bym mogła, skoro nawet nie potrafię odkryć jak zapaść w sen?
Sen,
sen
a może życie?
Już sama nie wiem czy żyję
czy śnię.