Czy wiesz, gdzie znajduje się środek Wszechświata, centrum wszystkiego, gdzie przeszłość i przyszłość nie istnieje oraz nie ma podziału na „ja” i „ty”? Dżahan, nadworny kornak oraz uczeń architekta zgłębiał to pytanie przez całe życie. Tymczasem odpowiedź była zawsze zadziwiająco blisko. W jego sercu.

Dżahan nie miał łatwego życia. Po śmierci matki, pod opieką okrutnego ojczyma, jego jedyną pociechą był mały słoń. Karmił go, pieścił i opiekował się nim jak najlepszym przyjacielem. Do czasu. Pewnego dnia zapada decyzja, że zwierzę trafi na dwór ormiańskiego sułtana, Sulejmana jako wyraz szacunku ze strony indyjskiego władcy.
Chłopiec nie chcąc rozstawać się z przyjacielem i w obawie przed niemiłą przyszłością u boku ojczyma, niezauważony przedziera się na statek płynący do Stambułu.
Cudem udaje mu się uniknąć śmierci a kapitan statku, widząc w dziecku okazję do szybkiego wzbogacenia się, knuje intrygę. Dżahan ma udawać opiekuna słonia i kraść skarby z dworu. Naiwny i zastraszany robi to trochę z obaw a trochę z ciekawości, bo kradzież przychodzi mu zaskakująco łatwo.
Wszystko jednak ulega zmianie, gdy poznaje piękną córkę sułtana, Mihrimah. Oto okazuje się, że dwór zaczyna być czymś więcej niż chwilową przystanią. Jest tu wszystko co kocha: słoń Czhota, księżniczka Mihrimah oraz Sinan. Nadworny architekt i późniejszy mistrz Dżahana, który uczy go nie tylko sztuki budowania meczetów, lecz także prawdziwego życia.
W tej egzotycznej opowieści prawda miesza się z fikcją, bogactwo z nędzą a miłość z okrucieństwem. Elif Shafak znana polskim czytelnikom jako autorka Czarnego mleka, przedstawia Turcję jako kraj krzykliwych kontrastów. Gdy w jednej chwili czaruje opisami pięknych budowli oraz przepychem dworu tureckich sułtanów, chwilę potem otrzymujemy sugestywny obraz chorób i epidemii, które pochłaniały tysiące ludzi. A że zawsze trzeba znaleźć winnego, kolejni władcy bez oporu ścinają głowy, nadziewają na pale czy wtrącają do ciemnych lochów, obcinając uprzednio członki skazańcom. Jak gdyby ilość cierpienia zadawanego podwładnym miała zaświadczyć o ich wyjątkowej sile.
W Uczniu architekta Stambuł jawi się jako tygiel wszystkich kultur i nacji. W jednym mieście żyją obok siebie: Muzułmanie, żydzi, chrześcijanie, Arabowie, Kurdowie, nestorianie, Czerkiesi, Kazachowie, Tatarzy, Albańczycy, Bułgarzy, Grecy, Abchazi i Cyganie. Starają się nie wchodzić sobie w drogę, wszak jedni drugich nazywają niewiernymi i heretykami. Jak się jednak okazuje, to nie religia czyni ludzi dobrymi. Wręcz przeciwnie. Autorka opisuje wydarzenia, jakich pełno na kartach historii. Największe zbrodnie zawsze były popełniane w imię Allaha, tudzież innego wielkiego Boga. Mistycy byli paleni na stosie lub rozdeptywani przez zwierzęta. Poglądy, które dziś są na porządku dziennym, kiedyś były uznane na grzech ciężki i karane śmiercią w męczarniach.
Książka wciąga dobrze zaplanowaną i wiarygodną historią. Czasem przeraża, niekiedy zniesmacza. Jest w niej jednak coś więcej niż dobrze opowiedziana historia. Autorka pyta w niej o ludzką naturę i moralną kondycję człowieka. Z tego dzieła bije prawda o człowieku, jego słabościach, emocjach oraz o potrzebie rozmowy z Bogiem. Bogiem, który nie ma imienia, jest natomiast czystą miłością. Człowiek bywa okrutny i chciwy a zwierzę po prostu jest. Nie prowadzi wojen, nie zabija dla zabawy, nie kradnie. Trudno nawet osądzić, kto był większym mistrzem dla Dżahana. Architekt Sinan, czy słoń Czhota. Od tej dwójki bowiem bohater poznaje prawdziwego Boga. Boga zwanego miłością i wiarą w siebie.
Tytuł: Uczeń architekta
Autor: Elif Shafak
Wyd.: Znak
Rok wyd. 2016
Stron: 476