Najgorzej było pod koniec wojny. Najwięcej ludzi zginęło właśnie wtedy.
Każdy dzień mógł być ostatnim. Raz jakiś rosyjski chłop przyniósł mi
z domu kawałek mięsa, gdy zobaczył w jakim jestem stanie.
– Uratował ci życie.
– Nie zjadłam tego mięsa.
– Jak to?
– To była wieprzowina. Nie zjadłabym wieprzowiny.
– Dlaczego?
– Jak możesz pytać dlaczego?
– Bo jest nieczysta?
– Oczywiście.
– Ale przecież chodziło o twoje życie.
– Jeśli nic się nie liczy, nie ma sensu ratować czegokolwiek.
To cytat z książki „Zjadanie zwierząt” Jonathana Safrana Foera oraz rzeczywista rozmowa, którą przeprowadził z własną babcią – Żydówką, która przeżyła II Wojnę Światową.
Takich cytatów opartych na rozmowach oraz wspomnieniach autora jest w książce więcej – i tym co odróżnia „Zjadanie zwierząt” od typowych reportaży jest właśnie storytelling – snucie narracji, opowiadanie o emocjach, dzielenie się wspomnieniami a także niepokojem o przyszłość planety – w końcu są i refleksje na temat etyki.
Kochamy, więc nie zjadamy
Jonathan Safran Foer opowiada o swojej relacji z psem i zastanawia się, skąd wziął się ten dziwny dysonans – że jedne zwierzęta zjadamy, a inne kochamy. Każdego roku Amerykanie wydają miliony dolarów na to, aby zapewnić swoim psom i kotom zdrowie i dobrobyt. Z drugiej strony wydają też miliony na to, by ktoś w ich imieniu zabił zwierzę, które trafi na talerz. W Polsce jest podobnie – każdego roku przemysł mięsny pozbawia życia 1,3 miliarda kur, a jednak nikogo to ani nie dziwi, ani nie oburza.
Weselny pies duszony
Zabić średniej wielkości psa, opalić nad ogniem.
Zdjąć skórę, odłożyć na później (może się przydać do innych potraw).
Pokroić mięso w średniej wielkości kostkę (2,5 cm).
Przygotować marynatę z octu winnego, soli, ziaren pieprzu i czosnku.
Marynować w niej mięso przez 2 godziny.
Podsmażyć w woku na dużym ogniu, po chwili dodać posiekaną
cebulę, ananasa, smażyć aż składniki zmiękną.
Dodać koncentrat pomidorowy i wrzątek, zielony pieprz, liść laurowy i tabasco.
Przykryć, dusić do miękkości.
Dodać puree z psich wątróbek i dusić przez kolejne 5-7 minut.
Komu z Was zrobiło się niedobrze? Przecież to standardowy przepis,
który pochodzi z podręcznika „Ethnic Recipes: Asian and Pacific Island Recipes” z 2012 r. W końcu niczym się nie różni od potrawy z kury czy świni. W końcu i to i to jest tym samym – ZJADANIEM ZWIERZĄT.
Priorytety a etyka
Autor w obrazowy sposób opisuje skąd się bierze mięso na naszym talerzu – włamuje się wraz z aktywistką do zakładu hodowli przemysłowej, rozmawia z największymi wytwórcami mięsa, współczesnymi ekologami i aktywistami oraz przeprowadza wywiad z właścicielami małych gospodarstw, którzy stoją w obliczu utraty źródła dochodów – bo w porównaniu do produktów z ferm, ich mięso jest mniejsze i droższe.
Foer jednak przede wszystkim opowiada własną historię. Kiedy na świat przychodzi jego pierworodne dziecko – wszystko nagle się zmienia. Autor zaczyna myśleć o przyszłości w kontekście życia własnego syna – i odkrywa w sobie lęk. Czy jako dorosła osoba, jego syn będzie miał dostęp do czystej wody? Czy będzie zdrowy? Czy dotkną go zmiany klimatu?
Obawy dotyczące dewastacji środowiska naturalnego, a także niezgoda na przemoc wobec zwierząt doprowadzają go do miejsc, w których w innym przypadku nigdy by się nie znalazł. Efektem tych poszukiwań i badań jest książka, która opisuje historię zjadania zwierząt oraz udowadnia ukryte koszty hodowli przemysłowej. Foer nie ocenia. Oddaje głos – zarówno tym po jednej stronie barykady, jak i osobom, którzy czerpią profity z zabijania zwierząt. Nie upiększa ich opowieści – po prostu staje się medium. Dzięki temu czytelnik otrzymuje coś bardzo cennego – może samodzielnie zdecydować, po której stronie chce stanąć.
Etyczne dylematy a język
Zjadanie mięsa, czy zjadanie zwierząt? Okazuje się, że język, kultura i ekonomia wzajemnie na siebie wpływają – Foer pokazuje w jak sprytny sposób ukrywa się fakty na temat przetwórstwa mięsnego i językowo zniekształca rzeczywistość – konsument nie może mieć przecież etycznych wątpliwości. Lepiej żeby wiedział mniej.
Ale ta książka nie miałaby wielkiego znaczenia, gdyby nie perspektywa zwierząt. Niech łagodność i poczucie humoru autora książki „Wszystko jest iluminacją” Was nie zmyli – przeczytacie tu o ogromie cierpienia. O bólu zwierząt, o śmierci na raty i o przemocy pracowników wobec zabijanych zwierząt. O tym, że „dobrostan zwierząt” w przemysłowej hodowli nie istnieje – to słowo wytrych wymyślone na potrzeby uspokojenia ludzkiego sumienia.
Dobrostan? A może złostan*?
W hodowli zwierząt nie może być mowy o dobrostanie – to raczej różne formy złostanu* (słowo często stosowane przez filozofa i aktywistę Dariusza Gzyrę). Życie zwierząt przeznaczonych na rzeź może być mniej złe, złe, bardzo złe, albo ekstremalnie złe. Foer dociera do tradycyjnych rolników i rzeźni, które stosują „humanitarne zabijanie”. Pokazuje, że owszem – śmierć może być krótsza i mniej bolesna, ale jednocześnie też nie do końca może być „humanitarna” – w końcu odbiera się życie wbrew woli zwierzęcia. Poza tym zabijanie zwierząt, które nie zostały skutecznie ogłuszone jest na porządku dziennym – takie „wypadki przy pracy” zdarzają się średnio …. codziennie.
Zabijamy po to, aby zjeść coś, co dziś nikomu nie jest niezbędne czy potrzebne. (Myślicie, że jest? Odsyłam do oficjalnego raportu Akademii Żywienia i Dietetyki z 2016 r.) Poświęcamy życie zwierząt dla kilku minut smaku i przyjemności. Czy to naprawdę może być w jakikolwiek sposób usprawiedliwione? Czy smak i dobre wspomnienia o wspólnych posiłkach z dziadkami usprawiedliwiają to, co robimy zwierzętom?
Celowo używam zaimków „my” – to my decydujemy. Każdy pojedynczy wybór jednostki dołącza do innych, podobnych wyborów innej jednostki – i w taki sposób tworzy się ekonomia podaży i popytu. Każdy wybór, każde śniadanie, każdy obiad, kolacja czy przekąska mają znaczenie – większe niż, jesteśmy w stanie przyznać.
Podnosząc widelec do ust, podejmujemy decyzję.
Przyjmujemy konkretną postawę względem zwierząt z ferm,
pracowników rzeźni, krajowej gospodarki i światowych rynków.
Obojętność czy jedzenie „jak normalny człowiek” to najłatwiejsza z dróg.
Może kiedyś określanie swojej diety przez niedefiniowanie jej, czyli jedzenie
„jak wszyscy”, było słuszne. Jednak dziś oznacza to przykładanie ręki
do cierpienia zwierząt. Być może, nasza kropla nie przeleje czary goryczy ,
ale jeśli będziemy robić to samo codziennie, a po nas będą to robić nasze dzieci i ich dzieci?
Foer nie odpowiada na wszystkie pytania – zdaje sobie sprawę,
że różnimy się między sobą. Kształtuje nas narodowość, kultura,
środowisko, język, tradycja, wychowanie i szkoła, a także osobiste
doświadczenia, wartości, religia i priorytety.
Podsumowanie – czy warto?
„Zjadanie zwierząt” to trudna lektura, która przetrwała próbę czasu.
To co się zmieniło – to statystyki, niestety w wielu krajach na niekorzyść
zwierząt. To lektura obowiązkowa z kilku względów – po pierwsze pokazuje
wiele różnych perspektyw, zarówno aktywistów, ekologów, obrońców zwierząt, jak i pracowników ferm przemysłowych, rzeźników, właścicieli olbrzymich firm
jak i zwykłych osób, którym wydaje się, że ich wybory nie mają znaczenia. Poznajemy różne cele i motywacje zjadania zwierząt.
Po drugie – poznajemy zwykłego człowieka, którym targają
wątpliwości etyczne i środowiskowe. Jonathan Safran Foer sam przy tym
wyznaje, że nie jest idealny – popełnił wiele błędów etycznych i ekologicznych –
jest tylko zwykłym człowiekiem, którego ukształtowała tradycja, określona religia
i kultura. Ale jak sam dodaje – to go nie weryfikuje, ani nie konstytuuje na całe życie.
Na wszystko wciąż mamy wpływ.
Literatura:
1. Jonathan Safran Foer, „Zjadanie zwierząt”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2019;
2. Dariusz Gzyra, „Dziękuję za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018