Są takie filmy, o których myślisz jeszcze długo po napisach końcowych.
Filmy, o których nie możesz zapomnieć i przy których głęboko się wzruszasz.
I nie chodzi o to, że są ambitnym kinem niezależnym, poruszającym tematy tabu.
Te wyjątkowe filmy mówią o Tobie i Twoich największych pragnieniach.
Kino drogi
Od dziecka lubiłam kino drogi. Było dla mnie symbolem nie tylko zewnętrznej wędrówki głównego bohatera lecz wewnętrznej przemiany, która wydarzała się podczas tytułowej drogi.
Poza tym od dawna marzę o podróżach.
I choć strasznie się ich boję, to od czasu do czasu zdobywam się akt na odwagi i ruszam przed siebie opuszczając znajome włości. Każdemu wyjazdowi, i każdej choćby niewielkiej wycieczce towarzyszy strach i niepokój. Ostatecznie zawsze stwierdzam, że było warto. Że coś odkryłam i coś przełamałam a także porzuciłam przyjemną choć ograniczającą strefę komfortu.
„Droga życia” („The Way”, 2010)
Do filmu „Droga życia” powróciłam po dwóch latach przerwy.
Po raz pierwszy oglądałam go podczas pobytu w Norwegii, w deszczowym Bergen.
Pamiętam ile dał mi wówczas siły i wiary w we własną drogę.
Nakarmił mnie nadzieją, że nie bez powodu trafiamy w pewne miejsca a każde marzenie jest po to, by zmierzyć własną odwagę.
Daniel jest czterdziestoletnim podróżnikiem.
Parę lat wcześniej porzucił studia doktoranckie i bezpieczną posadę, by ruszyć przed siebie, poznać ludzi, nowe miejsca i zmierzyć się z własnymi ograniczeniami. Na skutek nieszczęśliwego wypadku traci życie na drodze do Santiago de Compostella, czyli na sławnej francusko-hiszpańskiej trasie Camino, którą wybierają pielgrzymi z całego świata.
Jego ojciec, Tom, konserwatysta który wiedzie ustabilizowane i bezpieczne życie dociera na francuski posterunek, by odebrać prochy i rzeczy zmarłego syna. Początkowo zacietrzewiony i zamknięty w sobie, postanawia przejść trasę Camino, by na kolejnych odcinkach drogi zostawiać część prochów syna. Wynagradza mu w ten sposób czas, którego z nim nie dzielił, bo troska o dobrobyt była ważniejsza.
Camino staje się w ten sposób nie tylko kolejnym zadaniem Toma do zrealizowania. Jest czymś znacznie większym i potężniejszym. Jest procesem przemiany. Prowokuje go do zweryfikowania własnego poglądu na życie. Tom, początkowo zagniewany i dumny w stosunku do innych, powoli się otwiera. Najpierw na miejsca, potem na ludzi, ostatecznie na własne marzenia i sympatie. Odkrywa, że od słowa „mieć” ważniejsze jest „być”. Obecność, ludzkie relacje, poznawanie, ciekawość człowieka, kultury i świata.
Wszechświat daje prezenty
Po obejrzeniu filmu, po raz kolejny zaczęły się dziać w moim życiu ciekawe rzeczy.
Bo ta historia napędziła moje marzenia. O drodze, o ruszeniu przed siebie, o spotkaniu własnego Wewnętrznego Dziecka, któremu kiedyś wystarczały śmiech i zabawa, a nie pieniądze, społeczny status czy kariera.
I głęboko wierzę w to, że jeżeli o czymś się myśli, jeżeli się marzy i wypowiada życzenia, to Wszechświat z wielką miłością rzuca niespodzianki pod nogi. Może początkowo niewielkie, ale z pewnością takie które skłaniają do refleksji. Tak jakby życie pytało: „czy odważysz się w końcu?”.
Po tym filmie poszłam do pobliskiej biblioteki wypożyczyć parę dobrych książek. Weszłam na dział „podróże”, wzięłam do ręki Pawlikowską i ruszyłam w stronę bibliotekarza, aż mój wzrok przykuła kolorowa książka na wystawowej półce: „Autostopem przez Atlantyk i Amerykę Południową” Przemka Skokowskiego. Na okładce widniało zdjęcie miłego, młodego gościa, książka ładnie pachniała, wzięłam..
Przy ladzie do bibliotekarza była kolejka.
Nudząc się, zaczęłam zgarniać do torby wszelkie ulotki.
Jakiś repertuar Teatru Wybrzeże, ulotkę Dyskusyjnego Klubu Książkowego, jakieś zaproszenie na wystwę fotografii, spotkanie autorskie…
Gdy dotarłam do domu, rzuciłam torbę w kąt i otworzyłam książkę Przemka.
Zaciekawiły mnie pierwsze strony. Młody chłopak, jeszcze w trakcie studiów postanowił ruszyć w drogę dla siebie i dla innych. Dzięki crowdfundingowi stworzył projekt „100.000 zł dla gdańskiego hospicjum”. W trakcie trasy miał opisywać własne przygody na blogu, a wszyscy chętni mięli wpłacać na rzecz hospicjum przysłowiowe pięć złotych.
Kilka stron dalej przeczytałam, że…
W drodze do Ameryki Południowej Przemek wpadł na pomysł przejścia trasy Camino do Santiago de Compostella… Przypadek?
Kilka dni później, gdy wracałam z zakupów i wyciągałam z torby warzywa i pieczywo, do jednej z siatek przyczepiła się kartka która sfrunęła na podłogę. Ach, to ulotka z biblioteki! Pomyślałam, po czym wzięłam ją do ręki.
Była zatytułowana „W drodze do Jerozolimy” a rysunek na ulotce przedstawiał wędrowca z drewnianym kijem. Ciekawe, myślę, po czym odwracam ją na drugą stronę. „Zapraszamy na spotkanie autorskie z podróżnikiem, który przebył pieszo 30.000 km, między innymi sławną trasę Camino, do Santiago de Compostella„. Przypadek? Oczywiście poszłam, bo tego dnia w którym ulotka wypadła z torby, odbywało się spotkanie.
Naucz się języka znaków
Nie twierdzę, że Wszechświat daje mi znaki bym ruszyła pieszo przez Francję do hiszpańskiego miasta, Santiago de Compostella. Natomiast uważam, że Wszechświat daje to o czym dużo się myśli i gdzie lokuje się energię.
Ostatnio sporo myślę o podróżach. Chodzę na wszelkie publiczne spotkania z podróżnikami, czytam podróżnicze książki i przypominam sobie jak w dzieciństwie i wczesnej młodości marzyłam o wielkim plecaku ze stelażem z którym ruszam przed siebie. A National Geographic płaci mi za zdjęcia i artykuły o miejscach z całego świata 🙂
Pamiętam też, że zaczęło się od „Alchemika” Paula Coelho.
Miałam piętnaście lat.
Dostałam na gwiazdkę tę książkę i olbrzymi atlas geograficzny.
Od tamtej wigilii, nie rozstawałam się z nimi i moim zdaniem świetnie się uzupełniały. Każdy szlak obrany przez książkowego bohatera, Santiago znajdywałam w atlasie. Najpierw zwiedziłam palcem Andaluzję, potem Gibraltar i Maroko.
Najważniejszym przesłaniem lektury było : dostrzegaj znaki i podążaj nimi.
Więc dostrzegałam je wtedy i uczę się dostrzegać je teraz. I w filmie który powoduje mocne bicie serca i łzy. I w „przypadkowej” książce i w ulotce „przypadkowo” wyciągniętej z torby.
Acha. Jeżeli ktoś z was nie wie to dodam tylko, że Paulo Coelho napisał swoją pierwszą książkę „Pielgrzym” po przejściu trasy do… oczywiście Santiago de Compostella.
I tu klamra się zamyka a w niej zwiera cały mistycyzm znaków 🙂
„Pamiętaj, że wszystko jest jednym. Pamiętaj o języku znaków.
Ale nade wszystko pamiętaj, że musisz iść do kresu swojej własnej legendy”.
P. Coelho, Alchemik