Szósta rano.
Poranek ledwie przedziera się
przez granat przeszłej nocy.
Jeszcze nie świta, choć noc
odeszła już w zapomnienie.
W tej szarej ciszy, w tej przestrzeni
mgieł i szronu rysują się dwie sylwetki.
Jedna zakapturzona, w puchowej kurtce
zapiętej pod sam nos,
druga mniejsza, czworonożna
o gabarytach młodego wilka.
To ja i Luna wychodzimy z domu
o pierwszym brzasku, szukać słońca
w parku i pobliskim lasku.
O tej godzinie świat jeszcze śpi.
Tu i ówdzie widać ptaki szukające
śniadania, rzadziej psiarzy z pupilami.
Zwykłych spacerowiczów
i rowerzystów brak.
A nam właśnie o to chodzi.
O ten intymny czas spotkania z naturą,
o swobodę biegania i powietrze głęboko
wciągane z radością w szerokie płuca.
Chodzi nam o WOLNOŚĆ.
Ludzie na ogół nie są tolerancyjni.
Gdy widzą Lunę biegającą bez smyczy
podnoszą raban, straszą policją,
zdobywając się na pseudoumoralniajace gadki.
Że pies powinien być na uwięzi,
że skoro jest duży to musi być agresywny,
że zje ich małego yorka, że zje ich dzieci,
bo w ogóle miejsce psa jest na krótkim sznurku.
Gdy to słyszę, na usta cisną mi się przekleństwa.
Resztką rozsądku powstrzymuję ten ekspresyjny strumień
wypowiedzi i odpowiadam dyplomatycznie.
Że mój pies jest niegroźny, a gdyby było inaczej
nie biegałby samopas.
Najgorsi są właściciele małych piesków. Robią im krzywdę
biorąc je na ręce, gdy tylko widzą, że podbiega większy pies.
Nic dziwnego, że to najbardziej zestresowane zwierzęta świata.
Nie potrafię zrozumieć
właścicieli czworonogów, które
mimo ich łagodnej natury wiecznie
trzymają je na krótkiej smyczy.
Przecież w naturze psa leży wolność.
Bieganie, hasanie, wąchanie,
aportowanie, polowanie, tropienie.
Pozbywanie ich tych zabaw,
jest jak bycie rodzicem dziecka który
plac zabaw ogląda jedynie zza szyby
pozornie bezpiecznego domu.
Dlatego rozmawiam tylko z tymi psiarzami,
którzy naprawdę kochają swoje psy.
A poznaję ich po tym, puszczają swe pupile samopas.
Na świecie NIGDY nie zdarza się, by pies zaatakował
bez wyraźnej przyczyny innego psa.
Jeśli już, zazwyczaj jest to luźna i szybka walka
o dominację. Prawa lasu są natomiast takie,
że trzeba psom pozwalać na pewną niezależność i
zaufać ich mądrości oraz instynktowi przetrwania.
Niech sobie radzą.
Z dużą dozą pewności, mogę również wytrącić
przeciwnikom wolnego wybiegu argument o niebezpieczeństwie
wynikającym z biegania psa samopas na terenie, gdzie chodzą ludzie.
Statystyki w Stanach Zjednoczonych pokazały wyraźnie,
że wszystkie ataki dokonane kiedykolwiek przez
zdrowe psy, dotyczyły przypadków pogryzień
w obrębie rodziny.
A i te były zazwyczaj podyktowane samoobroną.
Gdy właściciel był w stosunku do psa agresywny
lub jego dziecko znęcało się nad nim za cichym
przyzwoleniem właściciela.
I żeby było jasne. Każdy taki atak jest poprzedzony ostrzeżeniem.
I zazwyczaj nie jednym.
***
Pewnego dnia, gdy tak z Luną biegałyśmy
po łące, ja rzucałam jej piłkę a ona ją aportowała,
na ścieżce obok pojawiła się młoda dziewczyna,
z czarnym kundelkiem średniej budowy.
Luna, radośnie merdając ogonem podbiegła
do niego chcąc się bawić.
-Zabieraj go, bo zadzwonię po straż miejską!
Krzyknęła oburzona dziewczyna.
-Ale o co ci chodzi? Czy mój pies zachowuje się
w stosunku do twojego agresywnie?
–Nieważne, agresywnie czy nie.
Pies ma być na smyczy!
Na szczęście, jakby dla równowagi,
chwilę potem i dwa kilometry dalej
spotkaliśmy grupę psiarzy z dużymi czworonogami,
których już znamy od miesiąca.
Każdy z psów (złoty golden retriever, czarny
labrador, siwy husky i ciapkowaty dalmatyńczyk)
biegały samopas, ganiając się, obwąchując i
radośnie szczekając.
-Patrz Luna, nareszcie jesteśmy wśród swoich.
Gdy opowiedziałam tej grupie o sytuacji która
spotkała nas pół godziny wcześniej, właściciele
psiaków poklepali mnie po ramionach.
-Tak, tak. Znamy to.
-Dwa dni temu straż miejska jechała przez park…-
zaczął właściciel dalmatyńczyka o imieniu Maja,
stary punkrockowiec, który nie jedno przeżył,
niejedno wypił i zażył…
-…a kiedy właścicielki małych yorków to zobaczyły,
wpadły w popłoch i zaczęły z przerażeniem ganiać swoje psy
by wziąć je na smycz.
-A pan nie?– zapytałam.
-Ja? Chrzanić to. Jak chcą wlepić mi mandat,
za to że daję trochę szczęścia mojemu psu, proszę bardzo!
Chyba właśnie dlatego całe życie marzyłam o domu na wsi.
Bo tam psy nie znają smyczy a ich właściciele biegają z nimi
po polach na bosaka.
Może kiedyś ludzie pójdą po rozum do głowy.
Może w końcu zaznają prawdziwej wolności.
A wtedy zrozumieją, że ta jest ważniejsza niż
wszystko inne. Zwłaszcza dla istoty której tętno
tańczy w rytm ognistego tanga z dziką naturą.