Odkąd pamiętam zawsze chciałam tworzyć.
Najczęściej były to słowa złożone w wiersz,
piosenkę lub opowiadanie.
Czasem brałam pastele i malowałam.
Tworzyłam świat widziany oczami dziecka.
Rysowałam skrzydlate anioły, uśmiechnięte kwiaty
i serdecznych ludzi o ciepłych, żywotnych sercach.
Bo tym zawsze było dla mnie tworzenie.
Życiem. Dowodem na to, że jestem i czuję.
Było powrotem do siebie, własną rozmową
i mocnym, głębokim aktem oddania.
Pisałam po to, by nie eksplodować uczuciem.
Malowałam, bo ujrzałam zachód słońca.
Wyszywałam filcowe zakładki do książek
a ze starych gazet wyklejałam kolaż wspomnień.
Bywało, że w pracy między jednym a drugim klientem
lepiłam małe zwierzaki z miękkiej plasteliny,
by znieść pracę, by nie zwariować,
by poczuć, że wciąż jestem.
Teraz, gdy śnieg nareszcie powoli topnieje,
i gdy słońce romansuje z ludzkimi policzkami,
wracam do życia. Znów piszę, znów sadzę kwiaty,
hoduję rzeżuchę i rysuję dziecinne anioły.
I gdy widzę, jak Luna biega za ptakami
rozochocona ciepłem i śpiewem to i we mnie
pęka skorupa pod którą skryłam się na zimę,
by nie utracić ostatków wewnętrznej wiosny.
Wiosna, ach wiosna. Im więcej słońca,
im więcej śpiewu ptaków i psów radośnie
biegających po lesie, tym więcej wiosny we mnie.
Ta wiosna jest zieloną, tętniącą energią.
Powodem dla którego wstaję z łóżka.
Przyczyną malowania, układania wierszy
i pieczenia ciasta z bananami.
Jest wesołą piosenką o życiu, które łączy się
ze wszystkim naokoło.
Jest pieśnią o przyjaźni,
jest seksualnym aktem,
gorącem i potrzebą tworzenia.
Czasem będą to pastelowe anioły a czasem wysoki kwiat.
Raz będzie historią powstałą w głowie a raz dobrą relacją
z drugim człowiekiem. Być może z kimś, kto wciąż żyje
pośród śniegu własnego losu.
Czasem gubimy wiosnę. I Ty i ja zapominamy o tym,
co sprawia, że wszystko ma swój mistyczny sens.
Żyjemy od-do aż rzeczywistość zaczyna przytłaczać
ciężką od chmur dołującą szarością.
Ale wiosna jest w nas zawsze.
Ta potrzeba życia, tworzenia i śpiewania.
Ta niesamowita moc która sprawia, że nasiono
staje się kiełkiem, kiełek łodygą i listkiem, tkwi w
każdym z nas.
I tylko dobrze zachowane igloo wzniesione
własnymi rękami wciąż broni nas przed słońcem.
Kap, kap, kap, czy słyszysz? Niech stopi się śnieg kontroli,
niech puszczą śnieżne obawy. A energia wystawiona na słońce
wykiełkuje z nas to, czym naprawdę jesteśmy od zawsze.