Coraz częściej mam odwagę,
by wyciągnąć ku sobie pomocną dłoń
– i zamiast tonąć, utrzymać się na powierzchni.
Najczęściej to czuły dotyk.
Choć czasem mocne i
zdecydowane szarpnięcie,
ale jakże potrzebne.
Kiedyś, gdy tonęłam – to do dna.
Nawet dodawałam sobie ciężaru-
niezdrowym jedzeniem,
tłuszczem, solą, cukrem.
Serialem i filmem
a’la David Lynch
albo Aronofski-
absolutnie nie umniejszając
ich wartości – bo kocham tych dwóch.
Ale w różnych
chwilach, potrzebujemy różnych rzeczy.
W zależności od aktualnego stanu umysłu
-jedna rzecz zadziała jak karmiące danie,
podczas gdy w trudnym czasie będzie trucizną.
Aktualizujemy się.
Codziennie.
Teraz widzę, że tonę inaczej.
Pływam obok słupków,
chwytam się tych solidnych.
Sztuka i literatura mogą dobrze
wstrząsnąć.
Poruszyć.
Mocno przytrzymać.
Wycisnąć łzy.
Wywołać tęsknotę.
Wydobyć niepokój.
I przeprowadzić przez proces
doświadczania emocjonalnego katharsis
delikatnie, nawet po cichu. Niby na niby.
A jednak naprawdę.
I osoby.
Jeden krótki telefon:
„Potrzebuję pogadać”.
Jeden SMS: „pójdziemy na kawę?”.
A czasem słowo do siebie:
„Kama, wyjdźmy gdzieś”
Popatrzeć.
Usłyszeć.
Powąchać.
Dotknąć.
Poczuć.
Zobaczyć człowieka.
Pobyć w strumieniu
cudzych doświadczeń i
przesiąknąć cudzym życiem przez krótki moment.
Zdenerwować się w autobusie.
Wzruszyć w kinie.
Zszokować na wystawie.
Zobaczyć Obcego.
A następnie nawiązać z nim intymną więź.
„Widzę cię. I słyszę cię” – mówią moje oczy,
gdy kupuję bilet na wystawę „Bujność”.
„Niech mi pani opowie o twórcach”.
To jak transakcja „win-win”.
Kuratorka dzieli się wiedzą.
Opowiada to, co chce, aby
było opowiedziane. Była tego pełna.
Ona opowiada.
A ja słucham. I po chwili
zaskoczenie.
„A co ty widzisz w tym obrazie?”
i wskazuje palcem na ścianę.
Po wszystkim żegnamy się jak stare znajome.
Wiem, że w pamięci zachowa moją twarz
– twarz zaciekawionej
dziewczyny, która pytała.
Jutro zblaknę, ale
to nie ma znaczenia.
Dziś było ważne i wielkie.
Bo przecież tak niewiele ludzi dziś pyta.
Wiem lepiej.
Mam swoje zdanie.
i setki idei nadbudowanych w głowach.
Znam się. Wiem. Ja wiem.
Czytałem.
Czytałam.
Zgooglowałam. Widziałem wywiad.
Przewinęłam podcast.
Nie, dziękuję, nie trzeba.
Dobra, no weź już!
Ciekowość.
Niewiedza.
Niewiedza, co rodzi ciekawość.
Lubię nie wiedzieć.
Kocham być zaciekawiona.
To mój kolejny słupek na głębokiej wodzie.
Ciekawość wymaga przestrzeni.
I jest jak prąd, który pcha do przodu.
A tam gdzie prąd i wartki strumień,
tam nie ma szlamu.
Są ryby.
Jest życie.
I zdrowy plankton.
I one. Psy.
Psyjaciółki.
Co kochają.
Czekają wiernie
na spacer i
nigdy, przenigdy
nie dają taryfy ulgowej.
Pociągną, wyrwą rękę ze stawu, wyszarpią się,
bo dziki, uderzą kijem po nogach, bo ładny,
i zaprowadzą tam, gdzie gówno najświeższe.
Daj jeść.
Daj pić.
Cho się pobaw.
Przytul.
Ukochaj.
A co to za oknem.
Co za hałas?
Co tak śmierdzi?
Co jesz?
Co robisz?
Nudzisz się?
Co tam robisz?
Jeść?
Spacerek?
KTOŚ GWIZDAŁ?
Piłka?
Spacerek
Spacerek?
TO CO? SPACEREK?
A jak wiadomo – nowy, czysty but lgnie
do psiego gówna jak ryby do planktonu.
To jest jest życie.
A to jest jego gówniany zapach.
Skręca w nosie jak cholera.
Ale co zrobić. Biorę patyk i skrobię,
tak długo (pierdolone kurwa mindfulness), aż
wyskrobię do samego końca.
To jest życie.
Czasem gówniane.
Ale kocham.
Jakby było własne.