Stereotyp polskiego czytelnika wygląda następująco- statystycznie rzecz ujmując czytamy mało. Na ogół do siedmiu książek rocznie. Weźmy pod uwagę też, że jest to średnia. Czyli niektórzy przeczytają jedną książkę rocznie, inni wcale.
Wniosek jest następujący- na tle czytającej Europy wypadamy kiepsko. Czym to jest spowodowane? Zbyt dużym zaangażowaniem czasu w social media, tv i gry komputerowe? A może jesteśmy po prostu bardziej wysportowani od innych narodów i więcej wysiłku wkładamy w budowanie muskulatury? A może po prostu Polacy nie lubią bibliotek pachnących PRL-em podczas gdy zarobki nie skłaniają ku wizycie w księgarni?
Ciężko jest mi się ustosunkować do statystyk, których nie przeprowadzałam i w których sama nie uczestniczyłam. W każdym razie obliczyłam, że czytam minimum dwie książki miesięcznie, czyli co najmniej dwadzieścia cztery do trzydziestu w ciągu roku (w zależności od czasu i ilości stron). Dużo czy mało? Jakkolwiek statystki by nie wyglądały ja niemal codziennie widzę czytających Polaków. W parkach, na plaży, w pracy (podczas!) i w tramwaju. O! W tramwaju zwłaszcza!
Pięć dni w tygodniu dojeżdżam do pracy tramwajem, a potem przesiadam się w autobus. Mój czas łącznie spędzany w komunikacji miejskiej wynosi ponad dwie godziny dziennie. Podczas tych paru godzin, nieustannie widzę ludzi z książkami- zatopionych w innym świecie, oddzielonych od rzeczywistości, skupionych, przejętych życiem w papierowym świecie. Co na ogół czytają pasażerowie? Zauważyłam, że największą popularnością wśród ludzi młodych (18-35 lat) cieszy się fantasy. Zwykle Pratchett i Sapkowski. Osoby w wieku 35-40 często mają nos w skandynawskich kryminałach- Lackberg i Larrson. Najstarsi, czyli 40-55 lubią wyrafinowane epopeje i głośne romanse. Często dostrzegam w tym przedziale Carlosa Luisa Zafona czy Umberto Eco.
Co ciekawe, w ostatnim przedziale wiekowym dominują kobiety, podczas, gdy osoby zaczytujące się w fantasy i science fiction to mężczyźni. Charakterystyczni. Często z nietypową fryzurą i zarośnięci. Acha, zapomniałabym jeszcze o jednej grupie czytelników poza kategorią wiekową (bo dotyczy absolutnie każdej damskiej grupy), pasjonaci „Pięćdziesięciu twarzy Graya”. Nie wiem co ludzie w tym widzą, ale gdybym miała dobierać sobie przyjaciół na podstawie lektur przez nich czytanych, to miałabym mnóstwo zarośniętych kumpli i żadnej ckliwej koleżanki zakochanej w Christianie Grayu. Dla mnie osobiście, kunsztem literackim łączącym estetykę z perwersją są dzieła Nabokova, który jednym zdaniem potrafi wzbudzić zachwyt, a za chwilę wstręt. Poza tym Nabokov lubił zmuszać ludzi do myślenia, tudzież innej gimnastyki umysłowej podczas, gdy James niekoniecznie.
Ale do meritum. Ludzie czytają. Głównie osoby młode i co tu dużo ukrywać- podróżujące, dojeżdżające. Może tak urozmaicają sobie czas spędzany podczas nudnej acz koniecznej przejażdżki, podczas gdy w domu nie wyjmują nawet książki z plecaka. Tego nie wiem, bo nie żyję ich życiem ale chcąc być optymistką wierzącą w ludzi skonkluduję, że na przekór wszelkim przekłamanym statystykom, CZYTAMY. Księgarnie rozkwitają jak grzyby po deszczu, w starych zaułkach żyją też po cichu antykwariusze zakochani w stęchliźnie papieru a czytniki Kindle są wciąż jednym z kilku najchętniej kupowanych urządzeń mobilnych.
Zdjęcie: banzaj.pl
Ja za czasów szkolnych pochłaniałam książki. W podstawówce ulubionym autorem był Grisham, w gimnazjum Nabokov, w liceum wszystko po trochu z naciskiem na Franza Kafkę, reportaże i książki o japońskich gejszach i historii Chin. Zaczęłam pracować, poszłam na studia i jakoś tak tych książek jakby mniej. Zmuszam się. Ciężko mi się skupić, ciężko skończyć, ciągle gdzieś głos mówiący o tym, że nie powinnam się wylegiwać i czytać książek, ale udawać wielce zapracowaną. Może to właśnie to jest problem? Wtłaczanie do głowy ludziom, że powinni być wiecznie zajęci i przez to zatracają zdolność do siedzenia pół dnia z książką, a zamiast tego wskakują w łatwe, wręcz takie niby-niezauważalne rozrywki, jak film albo oglądanie zdjęć kotów w internecie? Szybka czynność, mgnienie oka, może nawet nikt nie zauważy a my będziemy mieć złudzenie, że nie zmarnowaliśmy czasu, a tak naprawdę zmarnowaliśmy go potworne ilości, przeżywając kolejny bezproduktywny dzień? Tak czy inaczej, książki czytam stojąc na przystankach, w kolejce, w autobusach, tudzież na korytarzu na uczelni. W końcu je kończę, ale tak powolne tempo sprawia, że książkę następuje to niekiedy w czas dłuższy niż miesiąc. Ale za to towarzyszą mi inni ludzie – czasami pół przedziału siedzi cichutko, zajęta swoimi lekturami. Mimo, że jestem kobietą, na moich kolanach też gości popularna fantastyka. Ale zaglądam mimo to ukradkiem na tytuły, które wożą inni pasażerowie. Można u nich znaleźć WSZYSTKO.
Dzięki za podzielenie się komentarzem. Pozdrawiam 🙂
Jeżeli ja nie czytam żadnych książek rocznie, a ty 30, to wychodzi na to, że czytamy średnio po 15 książek rocznie 🙂 Ot taka głupia statystyka. Jeżeli chodzi o mnie, to sporo, po godzinie dziennie. Głównie dzieła S. Kinga. Za dzieciaka Sapkowski, ale teraz już fantastyka mi się znudziła. Ciężko określić ile książek rocznie, bo najczęściej są one grube (500-900 stron). Więc trochę bez sensu jest takie określenie „ile kto przeczytał”. Od niedawna przesiadłem się na e-booki. Raz, że tańsze, dwa wygodniejsze. Nie muszę ciągnąć na wakacje całej walizki książek. Wszystko mam pod ręką i często w promocji, bądź z internetowych wyprzedaży. Pewnie. Książki ładnie wyglądają na półce, ale i też sporo kosztują. Ceny w polskich księgarniach to około 30-50zł za tytuł. Nie każdego na to stać. Są oczywiście księgarnie. Saga Wiedźmina, którą przeczytałem w całości była zasponsorowana przez miejską bibliotekę publiczną 🙂 Ale w dużej mierze książki stamtąd są zniszczone. Czy Polacy czytają? Pewnie. Czy dużo? Jak widać nie, ale to się moim zdaniem zmieni. Ludzie coraz częściej są świadomi, że książki rozwijają i czasem są w stanie bardziej zainteresować od filmu.
Dziękuję za komentarz Dziennikarzu. Fajnie, że również jesteś w gronie pasjonatów czytania 🙂 Owszem, książki w bibliotece często są stare i zniszczone, ale czy to aby nie jest ich atut? Często kupuję używane książki na allegro nie ze względu na ich niższą cenę, ale ze względu na ich żywot 🙂 Pozdrawiam!