Pewnego dnia uczeń poprosił nauczyciela zen,
żeby napisał dla niego kaligraficznym pędzlem
„coś o wielkiej mądrości”.
Mistrz bez wahania sięgnął po pędzel i napisał:
UWAGA.
„To wszystko?” – zapytał zbity z tropu uczeń.
Mistrz bez słowa podniósł raz jeszcze pędzel
i napisał: UWAGA, UWAGA.
Student uznał, że nie jest to zbyt głębokie.
Zirytował się trochę i poskarżył mistrzowi,
że nie ma w tym zbytniej mądrości.
Mistrz raz jeszcze odpowiedział milczeniem
i napisał: UWAGA, UWAGA, UWAGA.
Sfrustrowany uczeń zażądał wyjaśnienia,
„Co ma znaczyć to słowo UWAGA?
Na co mistrz odpowiedział:
„UWAGA znaczy UWAGA”.
GDZIE TERAZ JESTEŚ?
Czy zdajesz sobie sprawę z tego, gdzie
podąża Twoja uwaga? Gdzie jesteś, idąc
na spacer? Czy aby na pewno na spacerze?
Co robisz, gdy koleżanka zwierza ci się
z emocjonalnym rozterek? Wiem, że
siedzisz naprzeciw i wiem, że na nią patrzysz.
Ale tak naprawdę, gdzie jesteś? Co robisz?
Zaczęłam zadawać sobie te pytania,
gdy spacerowałam po lesie, bo przez kilka
dni pod rząd minęłam swoje ulubione drzewo,
bez zatrzymania się i zwrócenia na niego uwagi.
Dopiero kilka metrów dalej zdałam sobie
sprawę że nie przywitałam się z moją brzózką.
Byłam tak zaaferowana wewnętrzną narracją,
że cały spacer odbywał się na autopilocie.
Kilka dni później jeszcze boleśniej uświadomiłam
sobie, że jestem nieuważna. Na gołe nogi
wylałam kubek wrzątku, nie wspominając
o innych drobnych rzeczach, które po sobie nastąpiły:
zgubione klucze,
kolejny stłuczony talerz,
przegapiona wizyta u okulisty.
„Gdzie jest twoja uwaga Kama?!”
ŻYCIE Z CHÓREM GRECKIM
Nie sądzisz, że to niezwykłe?
Dostaliśmy na chwilę życie. A wraz z nim
ciało, oddech i pięć sprawnych zmysłów.
A mimo to korzystamy z nich tak, jakby
były nam dane na zawsze. Przeżywamy dni i noce
nie żyjąc naprawdę, lecz wciąż wspominając
przeszłość lub tworząc plany na przyszłość.
Czy możesz przyznać uczciwie,
że jesteś świadomy?
„Jasne!” – odpowiesz.
„Jem świadomie,
dbam świadomie o ciało, jestem świadomy
własnych uczuć i emocji, dbam o świadome relacje..”
Wobec tego, wsłuchaj się.
Usiądź na chwilę w całkowitej ciszy i skupieniu.
I słuchaj. Co słyszysz?
Narratora?
Chór grecki?
Komentarze?
Analizy?
Pomysły?
„Gdybym tylko mógł/mogła.
Jutro zjem na obiad brokuły. Muszę zrobić
badania. Coś mnie kłuje w boku. Ciekawe, czy
mnie lubi. Ależ ona podle się zachowała.
Jestem zmęczona. Boję się.
To nie ma końca.
Więc, zapytam raz jeszcze.
Gdzie jesteś? Czy robisz faktycznie to,
co jest do zrobienia? Gdzie jest Twój oddech?
Gdzie są Twoje myśli. Gdzie jest Twoja UWAGA?

MAŁPI UMYSŁ
Neurobiolodzy nazywają tego zapracowanego
narratora „małpim umysłem”.
A więc umysłem niewyćwiczonym, niepotrafiącym
skupiać uwagi na jednej czynności tu i teraz.
Niewyćwiczony robi z nami co chce. A wszystko
ma początek już we wczesnym dzieciństwie.
Uczymy się matematyki i obsługi komputera
ale nikt nie mówi o prawdziwej uważności
opartej na współczuciu w stosunku
do siebie i do innych.
Zamiast tego karmi się nas złudzeniami i ucieczką
od rzeczywistości.
W animacje,
gry wideo
książki
czy filmy.
Dwóch badaczy: neurobiolog Richard Davidson,
oraz psycholog David Goleman udowodnili,
że dopóki nie zmienimy nawyków u podstaw,
dopóty żaden prawdziwy rozwój nie będzie możliwy.
Ich naukowe dzieło „Trwała przemiana” –
książka poparta wynikami badań prowadzonymi
od połowy lat 70. przekonuje, że poprzez medytację
możemy zmieniać nasz mózg.
Wszystko dzięki jego neuroplastyczności.
NAUKOWE FAKTY
(Neuroplastyczność to zmiany zachodzące w
strukturze mózgu. Powstają na skutek
regularnych, codziennie powtarzanych ćwiczeń).
„Spędzamy długie godziny wchłaniając treści z ekranów
naszych cyfrowych urządzeń , albo wykonując wiele innych
stosunkowo bezmyślnych czynności…. „
„Przez cały ten czas nasze neurony w odpowiednich
obszarach mózgu karnie się wzmacniają lub osłabiają.
Taka przypadkowa dieta umysłowa najprawdopodobniej
prowadzi do przypadkowych muskułów w umyśle”.
Zastosowana metafora nie jest tu przypadkowa.
XXI wiek to era kultu pięknych i zdrowych ciał.
W ciągu całego życia poświęcamy lata inwestując
czas i pieniądze w siłownię, jogging czy inne formy
aktywności, zapominając o tym, że nasz umysł
również potrzebuje zdrowej „diety” w postaci
ciszy, medytacji i uważnej przytomności.

BADANIE W DOMOWYCH PIELESZACH
Medytacja nie jest mi obca.
Pierwsze kroki na ścieżce medytacji
stawałam już kilkanaście lat temu.
Ale dopiero po lekturze
„Trwałej przemiany” postanowiłam podejść
do niej w naukowy sposób – skupić się na MBSR
przez pełen miesiąc, że by zobaczyć (czy będą) efekty.
(MBSR – Mindfulness Based Stress Reduction –
praktyka uważności stworzona przez Jona Kabat-Zinna
i jednocześnie najbardziej przebadana metoda rozwijania
przytomności umysłu z dowodami naukowymi
popierającymi jej skuteczność).
Chciałam sprawdzić co się zmieni.
Pamiętam jakie były moje
zachowania przed miesiącem
nieprzerwanej praktyki uważności
(2x dziennie po 30 minut).
Zobaczę więc, jak będę
reagować po miesiącu.
Goleman i Jenkins twierdzą, że choć trwała przemiana
zachodzi po tysiącach godzin spędzonych na medytacji,
to już 30 godzin zauważalnie zmienia mózg.
Dowód?
Badacze przeskanowali mózgi
osób niewyćwiczonych w praktyce – przed kursem
który obejmował 30 godzin praktyki – i po niej.
To, co zauważyli dzięki fMRI było niezwykłe.
Ciało migdałowate, które zapala się zwykle na czerwono
w sytuacji zagrożeń, po praktyce było mniej podatne na stres
(mniej czerwieni w badanym obszarze mózgu).
Innymi słowy – brak dramatów w obliczu sytuacji,
które na co dzień wyzwalają w nas lęk.

SUBIEKTYWNE WNIOSKI
Niedługo minie miesiąc od czasu mojego postanowienia.
I wiecie co zauważyłam? Że tracę zainteresowanie
tym, co uważa się za ważne i niezbędne w XXI wieku.
Przestałam wchodzić na Facebooka.
Bo rozpraszał.
Bo za dużo,
za kolorowo,
zbyt wiele informacji.
Przestałam uprawiać tzw. „multitasking”.
Powiem nawet więcej- żaden multitasking nie istnieje.
Nie jest możliwe uprawianie kilku czynności naraz
bez utraty prawdziwej uważności na wykonywanym zadaniu.
Rzadziej oglądam filmy, bo szkoda
mi czasu na cudze historie.
Stałam się też gorszym blogerem i
mniej przebojowym pracownikiem.
Bo nie mam ochoty tak bardzo
pompować swojego ego.
Bo odpadły ze mnie ambicje.
Nie wrzucam już codziennie postów na tablicę,
przestałam publikować emocjonalne treści,
które i tak zdezaktualizują się pojutrze.
A mimo to (a może właśnie dlatego?)
czuję się znacznie lepiej. Opuściłam
rollercoaster i zeszłam na ziemię.
Jest mi spokojniej. Mam mniej planów.
Nie skupiam się tak bardzo na tym, co było.
A gdy przychodzi smutek czy lęk to prostu mówię:
Hej, jak się dziś masz?
Być może te wszystkie rzeczy, o których
piszę to efekt placebo albo zwykłe, subiektywne
odczucia nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
I tak zamierzam robić to dalej.
Pewnie stracę w ten sposób jakiś wypracowany
przez siebie status blogera/dziennikarza.
Nie będę tak często widoczna w sieci
i narażę się na zapomnienie.
W zasadzie to już zaczęło się dziać.
Przez ostatnie tygodnie mój fanpage
„odlubiło” kilkadziesiąt osób – bo na blogu była cisza.
Jestem gotowa ponieść tego konsekwencje.
Być może to jest właśnie ten moment, by zadać sobie
pytanie: co jest naprawdę w życiu ważne?
Gdzie chcesz, aby podążyła Twoja uwaga?
Niektórzy „osłabiają”, a i inni przychodzą i są zachwyceni 😉 .