Siedzę w małej, kompaktowej kuchni
przy blacie, który pełni rolę biurka;
patrzę na ogromne płatki śniegu,
które zasypują Sopot i myślę sobie,
że czas jest względny.
Jak złudzenie.
Niby nie istnieje – bo jest umową,
a jednak boleśnie konkretyzuje się
w okresie deadline’u.
O szóstej rano, gdy jak co dzień
spisywałam uczucia i refleksje,
po raz piąty przekreśliłam datę
– jedynkę zastąpiłam cyfrą dwa.
2021 czy 2022?
Z resztą, czy to ma jakieś znaczenie?
Dla mojego banku ma.
I dla Energi i ZUSu.
I pomyśleć, że kilka lat temu
mniej więcej w podobnym czasie siedziałam
w domu pewnego astrologa i słuchałam
o tym, kim będę lub kim mogę się stać.
Usłyszałam o potencjale 2019 roku,
o szansach w 2020, o zagrożeniach
w 2021, a także kobietach,
które mają zmienić moje życie (również
zawodowe) na lepsze.
Gdy Piotr doszedł do tego, co wydarzy się w 2022
wyobraziłam sobie Kamę starszą i mądrzejszą.
Spełnioną.
Podniesioną po porażkach.
Stabilne życie finansowe i uczuciowe.
Wydana książka. Nowe opowiadania.
Z dala od wielkich korporacji, z siatką bliskich osób.
Bo przecież trzy lata to tak dużo.
W trzy lata można zmienić życie.
Pokochać, stracić, zdobyć, zgubić,
zabłądzić, roztrzaskać się i pozbierać.
Przy czym w tamtym momencie myślałam
głównie w tych kategoriach pozytywnych:
pokochać, zdobyć, spełnić się, zrealizować.
A tu figa z makiem!
Bo życie jest tańcem,
przeplatanką jednego i drugiego.
Wciąż poniekąd taka sama jak w 2019.
A jednocześnie tak inna – tak obca dla
dawnych znajomych, z którymi straciłam kontakt.
„Kim jesteś? Nie znam cię już”
– wyznała koleżanka
na spotkaniu po pięciu latach,
– przecież nie zapraszałam jej na bieżące
aktualizacje.
Czas jest względny.
Wydaje się, że nas nie dotyczy.
Że wciąż jesteśmy jak posąg z marmuru
-ot zastygliśmy z nieruchomej pozie.
Mamy 36 lat, ale uparcie powtarzamy:
czuję się na 20!
A tymczasem czas rzeźbi nieustannie.
Każdego roku. Miesiąca. Tygodnia. Coś dodaje
po godzinie, coś zabiera lub skruszy po kwadransie.
Więc każdego dnia – wciąż na nowo
buduję siebie tym, co mam, korzystając
z materiału i narzędzi, które są pod ręką.
Jest to rzeźba daleka od ideału.
Czasem mi się podoba, a czasem niekoniecznie.
To trochę jak selfie. Szukasz siebie w obrazie,
który powstał – widzisz życie w oczach, bruzdę
przy ustach oraz nos jak kartofel.
Pytasz wtedy – czy to naprawdę JA?
I odruchowo chcesz wcisnąć DELETE,
bo przecież taki obraz ci nie pasuje –
wyobrażenie siebie jest inne.
Tylko, czy prawdziwe?
Wciąż popełniam podobne błędy, mechanizmy
ucieczek są w końcu silnie zakorzenione.
Nie wygładzam już fałd i bruzd.
Nie nakładam makijażu na historie
opowiadane nowo poznanym ludziom.
Kiedy jestem smutna, mówię jestem smutna.
Kiedy chce mi się płakać, to płaczę.
Kiedy się wkurwiam, klnę jak szewc, a agresja
sprząta mi mieszkanie.
Nie opowiadam kłamstw,
nie upiększam, nie karmię umysłu
buddyjskimi/taoistycznymi frazesami.
Czasem wierzę.
Czasem wątpię.
Pozwalam sobie marzyć
i być senna przy sobocie.
Pobrudzić żółtą koszulkę
ciastem czekoladowym i chodzić
w niej do końca dnia.
Nie kończę książek, które mi się nie podobają.
Przerywam nudny, ale jakże ambitny film.
Oglądam Almodovara i mówię – nie kumam –
proszę prościej i lekkostrawnie.
Siatka bliskich ludzi? Brak.
Raczej garstka. Za to siatka
pełna ludzi przygodnych,
spotykanych każdego dnia.
Nic zobowiązującego.
To lubię.
Rok temu podejmując decyzję o terapii
sądziłam (podobnie jak wtedy, gdy siedziałam
na fotelu u astrologa), że teraz wydarzy się….
Zmiana.
Transformacja przez wielkie T.
Nareszcie stanę się tym, kim zawsze
chciałam być.
Tymczasem nie zmieniło się nic,
prócz mojej wytrzymałości.
Wytrzymuję niewygodę bycia w relacji.
Wytrzymuję niewygody terapii.
Gadania, analizowania emocji,
zwykłego obserwowania zamiast
bezwzględnego szukania odpowiedzi.
Wciąż mocno kontroluję,
bo gdy nie mam kontroli, to wariuję.
Można więc rzec, że wariuję nieustannie,
bo w głębokich relacjach nie mam jej wcale.
Czas.
czas,
czas.
Czy coś znaczy?
I czy jest mierzalny inaczej
niż poprzez wydarzenia, zmiany,
i emocje, które minęły?
Oglądaliście musical
„Tick, tick… boom!”
na Netflixie?
Niby nic wielkiego, ale
bardzo ze mną zarezonował.
Motywem przewodnim tej historii był czas.
Czas, którego nie było.
Czas umykający.
Czas bezwzględny,
bo kurczący się niczym
topniejąca kra na morzu.
Też tak mam.
Czuję, że nie ma czasu.
Że teraz, natychmiast,
że w tym momencie.
Odpoczynek jest stratą czasu.
Bo kiedy leżysz na kanapie,
czas nie zwalnia. Nie wiem jak Ty,
ale ja wciąż słyszę tykanie zegara.
Tick…
Tick…
Tick…
Umieranie odbywa się
w każdej sekundzie.
A ja boję się żyć „bez sensu”,
„bez misji” i „bez znaczenia”.
Czy czas płynie szybciej,
czy po prostu jest go mniej,
bo ta studnia ma
oczywiste dno?
Niedawno pisałam
na ten temat artykuł.
Zdaniem psychologów,
poczucie, że czas płynie szybciej
dla osób w średnim wieku i więcej
jest złudzeniem i łatwo ów zjawisko
wyjaśnić.
Wrażenie czasu płynącego wolno,
zdarza się, gdy
robimy coś po raz pierwszy.
Po prostu nasz mózg inaczej
doświadcza czasu, wtedy gdy
z jakiegoś powodu jest dla nas
ważny.
Kiedy doświadczamy rzeczy,
których nie znamy, gdy
angażujemy się w coś na 100 proc.,
bo jest nowe, ekscytujące lub przeraża
-zapamiętujemy chwilę w każdej milisekudzie.
Efekt?
Wrażenie czasu, który płynie wolno.
Inaczej jest, gdy powtarzamy
znane sytuacje, które nie wymagają
nauki czy szybkiego rozwiązania.
– a przecież po 30. czy 40. niemal
wszystkie są takie.
Znasz każdy dzień, wszystko
odbywa się co do minuty tak samo
jak wczoraj. I przedwczoraj.
Budzik 5.30,
śniadanie, praca,
koniec pracy, spacer z psem
obiad, druga praca, netflix,
książka, telefon, spać.
Nie ma zachłyśnięć,
pierwszych razów i przygód które
przyprawiają o gęsią skórkę.
Czas więc płynie niewzruszony
na Twoje nawoływania i prośby.
Zwolni, owszem ale wtedy, gdy
zaprosisz ciekawość.
Albo gdy zdecydujesz się,
na intencjonalne przeżywanie
każdej minuty.
Po to praktykujemy mindfulness.
Podczas „skanowania ciała” zawsze
mam poczucie, że czas płynie tak wolno.
Czasem zbyt wolno…
(Kiedy to się skończy?!).
Nie ma tu rozproszeń, ale uwaga,
która podąża za dźwiękiem lektora.
Badam, czy dziś impulsy ze stopy
są podobne do tych z wczoraj,
czy brzuch czuje się spokojny, a
jeśli nie, to czy potrafię się w tym rozluźnić?
Ciekawość.
Kiedy ostatnio
zaciekawiłeś się czymś bez reszty?
Kiedy ostatnio zaciekawiłeś się sobą –
tak, że zapomniałeś zjeść kanapkę,
i zdążyć na autobus?
Kim jesteś?
Co czujesz?
O czym marzysz?
Dokąd zmierzasz?
I najważniejsze –
gdzie teraz jest Twoja UWAGA?
i jaki jest Twój CZAS?