Dlaczego czasem warto wszystko zostawić? Bo wówczas nie będziemy mięli niczego do stracenia. Zrób sobie odosobnienie, wakacje, wolne od życia. Czasem warto spakować jedynie ręcznik, portfel i wyruszyć na spotkanie samego siebie.
Od życia nie uciekniemy i nie o to chodzi by gdziekolwiek uciekać, ale by wyruszyć na spotkanie własnego umysłu. Niczym Santiago z Alchemika, czasem musimy wybrać się w podróż dookoła świata by znaleźć skarb, na którym dopiero spaliśmy. Niekiedy trzeba zostawić cały emocjonalny bagaż w domu i wyjść poza strefę komfortu- zobaczyć własne ograniczenia, zrozumieć błędy, poznać znaczenie rzeczywistości. Znaczenie, które wydaje się być zbyt odległe i nieuchwytne kiedy jesteśmy pochłonięci rytmem dnia. Pobudka, śniadanie, praca, kolacja, seks, film, sen. I tu nasuwa się pytanie: po co właściwie żyjemy?
Nie wiem czy ktokolwiek zdołał już odpowiedzieć na to pytanie, co nie ulega wątpliwości- żyjemy. A skoro już dostaliśmy w prezencie ten cenny dar, lub może zasłużyliśmy sobie na niego, to najważniejszą kwestią będzie -nie zachowanie go jak najdłużej, ale uczynienie jak najpełniejszym. Mój mistrz mawia, że w życiu chodzi po prostu o to by być dobrym człowiekiem. Zgadzam się i staram wpleść motto w życie, lecz, gdy jesteśmy przytłoczeni zadaniami dnia i upływającym czasem, częściej odczuwamy gniew, awersję i niechęć do całego świata. Trudno wtedy być dobrym w jakimkolwiek sensie.W tych momentach wiem, że trzeba natychmiast wcisnąć pedał gazu i pomyśleć: Czas na wakacje!
Przyszło mi zrobić sobie wolne od życia w Sylwestra. Wyjechałam na kilka dni na wieś, pomedytować i by odciąć się od tego co znane i pewne, by przeciąć nawyki zaglądania na facebooka, kompulsywnego oglądania filmów, czy czytania byle czego. Po zatrzaśnięciu drzwi w dużym domu i wyłączeniu komórki, musiałam zmierzyć się ze sobą. A to chyba jedno z trudniejszych zadań do wykonania, bo możliwych jest kilka scenariuszy: 1. można oszaleć od natłoku myśli; 2.można dostać depresji od natłoku myśli; lub 3.ogarnąć się i zacząć robić coś konstruktywnego. Wybrałam opcję trzecią, choć nie ukrywam, że dwie poprzednie były blisko.
„Życie kurczy się i rozszerza
proporcjonalnie do naszej uwagi”
Anais Nin
Przez tych kilka dni, odcinając się od rozpraszaczy, wielkim odkryciem było dla mnie, jak bardzo lgniemy do etykiet. Wciąż doklejamy sobie nowe na i tak już dostatecznie ciężki od neuroz kark. Na odosobnieniu zmuszona byłam odkleić od siebie wszelkie nazwy- etykietę introwertyka czy spokojnej tradycjonalistki. Było jeszcze kilka pomniejszych, których musiałam się pozbyć , przez co mogłam zobaczyć świat na nowo. Pozbycie się nazw boli, więc róbmy to powoli, pozbywajmy się tego jak starego plastra na ledwo zasklepionej ranie. Warto, bo wiedz, że określając siebie, zakładasz maskę z którą uczysz się żyć a nie na odwrót. Kiedy ją zdejmiesz, zobaczysz że możesz być wszystkim, nawet tym czego się po sobie nie spodziewałeś. Czasem wolimy tego nie widzieć, bo dostrzeżone błędy będą prowokowały do zmiany, naprawy i przemeblowania świata. A nam po prostu się nie chce…
Odosobnienia są trudne, bo nie przywykliśmy do nich. Jednak uważam, ze powinny stać się naszym dobrym nawykiem, stosowanym przynajmniej kilka razy do roku. Wyjedź poza swój mały świat, otwórz się na siebie i innych. Wyłącz telefon i messengera- spotkaj się z ludźmi naprawdę. I samym sobą- tym którego nie znasz i o którym nie wiesz jeszcze wielu rzeczy. Droga do samego siebie to najlepsza podróż w całym życiu. I jeszcze jedno- nie musisz jechać na długo, nie musisz wyjeżdżać daleko. Czasem wystarczy weekend poza miejscem, które znasz. Zabierz siebie na randkę, wypij z sobą słodkie wino i poznaj siebie na nowo.
Zdjęcie: shpilenok.wordpress.com