Kiedy po raz pierwszy otwierałam książkę
Jean Shinody Bolen „Boginie w każdej kobiecie”
nie sądziłam, że rozdziały o bezbronnych boginiach
jakkolwiek mnie poruszą.
W końcu nie jestem zależna od kogokolwiek.
A jednak. Podróż z jedną z nich
zrobiła na mnie ogromne wrażenie
i sprawiła, że odnalazłam w sobie jakości,
których wcześniej dość skutecznie się wypierałam.
Dziś przedstawię Wam moją perspektywę
na boginie zależne/bezbronne. A więc
takie, których osią przewodnią życia
jest relacja z drugim człowiekiem.
Są to: Hera, Demeter i Persefona.
Nie sądźcie jednak, że określenie
„bezbronne” sprawia, że to typ słabych kobietek.
Owszem, są bezbronne, ale wobec
własnych emocji, które bywają silniejsze
niż zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie.
Zazdrość i przywiązanie
mają władzę nad Herą.
Bezwarunkowa miłość, potrzeba troski
i tęsknota to domena Demeter.
A lęk, niepewność, introwertyzm i skrytość
to cechy jej córki, Persefony.
BOGINI HERA

Często na spacerach z Luną spotykamy
znajomych, którzy mają sympatyczną suczkę.
Zaskoczyło mnie, że dali jej na imię Hera.
Coś mi nie pasowało. Bo ten miły border-collie
jest uosobieniem ciepła i łagodności.
Zupełnie inaczej niż Hera.
Z tą boginią zawsze miałam negatywne
skojarzenia. Bo to zazdrośnica. Kobieta
niebezpieczna i mściwa.
Ona nigdy nie przebiera w środkach, jeśli jej związkowi
zagraża inna kobieta. Gotowa jest posunąć
się do wszystkiego, żeby pozbyć się rywalki.
Hera to archetyp żony. To kobieta, dla
której sensem życia jest pełnienie roli
oddanej i zjawiskowej u boku również
reprezentatywnego partnera.
Może mieć dzieci, ale nie musi.
Macierzyństwo bowiem nie jest
dla niej tak istotne jak instytucja małżeństwa,
która sama w sobie jest największą nagrodą.
To przecież jej tożsamość.
To kobieta, która gdy mówi „ja”, zawsze
myśli „my”. Ja i mój mąż. Podejmę decyzję,
gdy poznam opinię męża.
Na swojej drodze spotkałam kilka Her.
Przerażały mnie. Przerażało mnie ich zaślepienie
i absolutna koncentracja na mężczyźnie. Tak jakby
bez mężczyzny u boku nagle miały stać się przezroczyste.
Miałam na studiach kilka koleżanek
o tym archetypie. Ich największym marzeniem
było „dobrze wyjść za mąż” aby zostać ozdobą jakiegoś
zaradnego, przystojnego mężczyzny.
Kochały bajki i filmy romantyczne
z happy-endem. A gdy chłopak im się
oświadczył, przedstawiały ten fakt,
jakby właśnie weszły na Mount Everest.
Młode Hery zawsze były dobrymi
koleżankami pod warunkiem, że obok
nich nie siedział partner.
A jeśli siedział, to nagle z przyjaciółek wchodziły
w rolę rywalek. Przylepiały się do partnera niczym
bluszcz, jednocześnie nie spuszczając
oka z potencjalnych zagrożeń.
Kiedy myślę o Herze współcześnie,
to widzę przede wszystkim Nancy Reagan,
żonę dawnego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Czy wiecie, że rozpoczynała karierę jako
utalentowana aktorka, ale rzuciła to,
by pełnić funkcję małżonki
znanego człowieka?
Kiedy o tym myślę, to pojawia się
we mnie jakiś smutek – wrażenie
niezrealizowanego ludzkiego potencjału.
Bo przecież, gdy uzależniamy swoją wartość
od drugiej osoby, to tak jakbyśmy budowały zamek
na mokrym piasku. Wystarczy jedna większa fala,
by zmyła budowaną przez lata tożsamość.
BOGINI DEMETER

Już na samą myśl o niej robi
mi się miło, miękko i łagodnie.
To Kobieta Matka, która kocha dzieci
i ma potrzebę opiekowania się innymi.
Nie tylko o swoimi dziećmi, ale również cudzymi
– wszystkimi istotami, które potrzebują
otwartego serca, życzliwości i miłości.
Gdy ją sobie wyobrażam to widzę Matkę Ziemię.
Gaję. Bogini Płodności. Naturę. Żyzną glebę.
Kobietę o pełnych kształtach, grubych włosach
w długiej, kwiecistej sukience.
Demeter to kobieta świadoma
cykliczności, zwierząt, roślin, ludzi i ziemi.
Jest boginią, która wie, że zarówno
narodziny i śmierć, jak i wzrost oraz stagnacja
to zawsze dwie strony jednej monety.
To kobieta-bodhisattwa, a więc
ta, która przede wszystkim dba
o cudze potrzeby.
Kocha bezbronne istoty, bo dawanie jest
jej naturalnym przymiotem.
Kobieta-schronienie i kobieta-dom.
Sprawdza się w zawodach opiekunki,
przedszkolanki, nauczycielki,
pielęgniarki czy zastępczej matki adopcyjnej.
Bo Demeter bez innych usycha.
To żywicielka i piastunka.
Nasza kultura przedstawia ją jako Matkę-Polkę,
której wszyscy wchodzą na głowę. Ale czy na pewno?
Moim zdaniem polski model Demeter, który
wyrósł na patriarchalnym gruncie
jest skrajnym i przejaskrawionym mitem.
Przede wszystkim jest daleki od prawdy.
Dla mnie Demeter jest silną kobietą.
Widzę w niej wszystkie żywioły, ale
przede wszystkim stabilność, mądrość i moc ziemi.
Demeter to kobieta przemiany, której nic
co ludzkie nie jest obce. Wie, że to co
przyszło musi także odejść, dlatego akceptuje
młodość jak i starość.
Mitologia przedstawia ją jako matkę,
która traci zmysły z tęsknoty za porwaną córką.
A że jest kapłanką przyrody to
i ona wpada w rozpacz.
Pola przestają dawać plony, ziemia wysycha,
drzewa obumierają i nie rodzą owoców.
Mnie jednak bardziej zaciekawiło to,
co wydarzyło się później
– po okresie matczynej żałoby.
Bo przecież przyszedł moment przełomowy.
Demeter po uznaniu, że wylała z siebie wszystkie
łzy postanowiła wrócić do życia.
A że życie dla niej to troska o innych,
zatrudniła się w pałacu Keleosa i
Metanejry, do opieki nad ich dzieckiem.
W ten sposób umożliwiła swoim
naturalnym właściwościom znów się
przejawić, a matczynej energii płynąć swobodnie.
Bardzo mi do niej blisko.
Kiedy rozglądam się po moich
koleżankach, to widzę jak wiele jest
ich w moim życiu – kobiet Demeter.
Ciepłych, serdecznych, empatycznych,
wrażliwych i otaczających uwagą.
Takich, które nie odwrócą wzroku, gdy zobaczą
chorobę i brzydotę. To kobiety o mocnych nogach.
Dobrze ukorzenione i twardo stąpające po ziemi.
Gdy myślę o współczesnych kobietach Demeter,
to widzę:
Annę Dymną,
Emily Watson
Edytę Pazurę,
czy Danutę Wałęsę.
Nie ma ich zbyt wiele w show-biznesie,
bo to przecież nie ich bajka.
Mimo to robią rzeczy głośne i wielkie. Tworzą
fundacje, zbierają pieniądze na schroniska,
organizują akcje pomocowe i gale charytatywne.
Te kobiety są jak cicha przestrzeń.
Niejednokrotnie robią więcej niż
inni, ale świat o nich zapomina – bo
nie dopominają się o nagrody czy oklaski.
Wystarczy im czyjś życzliwy uśmiech
i poczucie, że są pożyteczne.
BOGINI PERSEFONA

Archetyp córki, zależnej dziewczyny,
córeczka mamusi. Grzeczna, podporządkowana,
która godzi się na wszystko, co akurat przychodzi.
Bardzo często prosto spod bezpiecznych skrzydeł
matki wpada pod skrzydła męża, który pragnie
mieć ugodową i posłuszną małżonkę.
Żaden z mitycznych archetypów
nie wzbudził we mnie tylu sprzecznych
uczuć i … obrzydzenia, co ten.
Jednocześnie też zdałam sobie sprawę, że
skoro tak silnie reaguję na jakąś postać, to
nie mam innego wyjścia, jak tylko bliżej się jej
przyjrzeć.
Bo skoro „coś” budzi odrazę, to znaczy, że
zostało zepchnięte do cienia, wyparte.
Persefona nie jest czarno-białym
archetypem. Spójrzmy na mit.
Niewinna dziewczyna
zostaje uprowadzona do Hadesu, a
więc świata śmierci, mroku i podziemi.
Kojarzy mi się to z naturalnym cyklem
kobiety, która przynajmniej kilka razy w życiu
udaje się na psychiczne, ale bardzo żyzne dno.
Hades to chwilowe wycofanie się z
życia i relacji.
To schowanie się w półmroku,
aby przetrawić coś ważnego i
doświadczyć duchowej transcendencji.
To medytacja. Introspekcja.
Potrzeba izolacji i samotność.
Hades to również świat wrażliwców,
i tych, którzy pełnią rolę medium – pośrednika
między życiem a śmiercią, między ciemnością
a światłem, między duchem a materią.
Znam te stany jak nikt.
Bo będąc jedynakiem, wielkim wrażliwcem
i introwertykiem w wybitnie ekstrawertycznej
rodzinie ucieczki do Hadesu były moim jedynym
sposobem na przetrwanie.
Niczym Alicja uciekałam w mityczny świat
Krainy Czarów, by znaleźć przyjaciół.
Jak Piotruś Pan wymyślałam sobie
dobre wróżki, skrzaty i duszki, by mieć
w kimś oparcie. By uciec od szarej rzeczywistości.
Więc dziś widzę Persefonę trochę inaczej
niż przedstawia ją mitologia. To bogini
introspekcji i intuicyjnej mądrości.
To kobieta, która ma dostęp do stanów,
które dla ludzi dostępne są tylko
po psychodelikach albo hipnozie.
Ale żeby nie było tak kolorowo.
Bo skoro Persefona nie potrafi o siebie zadbać
w zewnętrznym świecie, to znaczy, że bywa
wykorzystywana przez manipulatorów.
Łatwo ją oszukać, bo sama chętnie
zakrywa oczy zasłoną iluzji.
I dlatego bywa wykorzystywana. Wybiera
niewłaściwego partnera, niewłaściwą pracę
i nie dostrzega fałszu, który dla innych jest
widoczny na pierwszy rzut oka.
Persefona kocha fantazję.
A gdy wejdzie w nią za bardzo, może już
nie wrócić do rzeczywistości.
Dlatego mawia się, że to typ kobiet, które
doświadczają psychoz, neuroz
i głębokich stanów depresji.
Bo Hades to również smutek, lęk,
brzydota i spowolnienie. A więc
wszystko to, od czego normalny
człowiek odwraca oczy.
Gdy myślę o słynnych Persefonach
to widzę artystki:
Sylvię Plath,
Virginię Woolf
czy Marilyn Monroe (która, choć medialnie
przedstawiana jako Afrodyta, była dla mnie
istnym ucieleśnieniem mitu o Persefonie).
Jak Ty to widzisz Kobieto?
Czy utożsamiasz się z którąś z bogiń?
Czy odnajdujesz cechy wspólne?
Często, jeśli nie wiemy którą boginią jesteśmy,
wystarczy spojrzeć na otoczenie. Czego jest
dużo? Jakimi ludźmi się otaczasz?
Co przychodzi ci łatwo? Jak spędzasz czas?
Co Cię niepokoi, a co daje siłę?
W kolejnym poście opiszę ostatnie boginie.
Będą to boginie alchemiczne: Afrodyta i Hekate.